środa, 3 maja 2017

#9

Nieważne kiedy myślałam o maturze zawsze wydawała mi się ona strasznie oddalona od mojego "dzisiaj". Od codzienności w której żyję i która absorbowała mnie całkowicie.
Dalej do mnie nie dotarło, że w zeszłym tygodniu pożegnałam się z moją klasą i że mam już za sobą ostatnie ukochane lekcje polskie, ciekawe biologii czy matmy wypełnionej uśmiechem - bo zawsze ją bardzo lubiłam.
Zawsze matura wydawała mi się odległa: nawet gdy po zakończeniu roku szkolnego z przyjaciółką siedziałam w galerii i jadłam coś by "zagryźć nerwy".

Aż do dzisiaj.

Matura 2017 zaczyna się jutro. Moja matura: nieważne jak abstrakcyjnie dla mnie brzmi, że podejmuję już jutro egzamin dorosłości, egzamin, który gdzieś tam może decydować o moim życiu. Dostaję co chwilę wiadomości od osób mi najbliższych, w większości rodziny ze słowami wsparcia, z "trzymamy kciuki" czy mentalnymi kopami w cztery litery. I dalej to do mnie nie dociera.

Jedynym pozytywem tego jest brak stresu, brak nerwów, brak skrajnych emocji. Nie płaczę, nie histeryzuje - chociaż tak reagowałam jeszcze przed egzaminem gimnazjalnymi. Mogę normalnie rozmawiać, głos mi nie drży, ja się nie trzęsę. Wierzę w słowa, że matura jest zwykłym sprawdzianem, tylko okrzykniętym najważniejszym. Że tak naprawdę stresuje nas ta oprawa, stresuje nas przymus eleganckiego ubrania, stresuje nas komisja i sprawdzanie po dowodzie. Myślę, że to może być dla nas najgorszym możliwym uczuciem.

Bo przecież czym jest matura? Zwykłym sprawdzeniem czego się nauczyliśmy przez te wszystkie lata: w sumie od gimnazjum bo przecież wiedza z podstawówki nie odgrywa już większego znaczenia. Nie jest niczym wyjątkowym, przecież pisaliśmy już tyle egzaminów: łącznie ze słynnym trzecioteścikiem, który budził przerażenie w mojej klasie w podstawówce.


Ta notka nie będzie długa. Można ją określić przeciętną, zwyczajną. Po prostu od siebie chcę życzyć wszystkim maturzystom powodzenia i powiedzieć, że będę z wami - i dosłownie i w przenośni. Wierzę, że damy sobie radę i że matura zamiast odebrać nam niespełnione marzenia przyczyni się do nich i sprawi, że będziemy się z niej śmiać. Może nie teraz. Może za rok, dwa, trzy. Może kiedyś.

Dodatkowo przestaję już obiecywać regularne pisanie. To nigdy nie wyjdzie, to zawsze będzie mnie tylko demotywować. Nawet w tym tygodniu chciałam nad tym przysiąc (odpuściłam naukę na początku długiego weekendu z świadomością, że więcej już nie zrobię.), ale inne plany przytłoczyły mnie za bardzo.
Doszedł jeszcze brak chęci, weny, pewne zniecierpliwienie tworzeniem. Mam już mnóstwo podejść do notek za sobą i żadnej inspiracji.

Może po maturze ochłonę? Będę chodzić mniej zmęczona, bardziej szczęśliwa i znowu cieszyć się wakacjami?
Potrzebuję trochę odpoczynku. To były męczące trzy lata na mojej drodze i liczę, że efekty tego będą mnie zadowalać. I wam życzę tego samego.

Hej, doszliśmy już daleko. Zwykła matura nie może nas pokonać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz