sobota, 4 lutego 2017

#2

Czasem uświadamiamy sobie, że pewien rozdział naszego życia minął niezauważalnie, rozpoczął inny, zmienił wszystko. Zburzył spokój duszy, a może tak naprawdę dopiero go rozpoczął, doprowadził do czegoś innego.
Jak już wspominałam zmiany zawsze mnie napełniały przerażeniem, stopowały moje działanie, nie pozwalały mi na nic.
Bałam się ich - i chyba boję się nadal, chociaż powinnam się do nich przyzwyczaić, po upływie takiego czasu, po tylu zmianach, po tylu latach, które uciekły z życia i które się nigdy nie powtarzały.


Zderzenia ze starymi przyjaciółmi zawsze uświadamiają nam ogrom zmiany. Patrzymy w twarz ludziom, którzy kiedyś byli naszym wszystkim, a obecnie są obcy. Nie przybierają już tego samego oblicza jakie znaliśmy, nie wypowiadają słów, które wyryły się w naszym mózgu prawdopodobnie już na zawsze.

Dwójka dzieciaków, dziesięciolatków spędzająca godziny razem. Z nienawiści wszystko przeminęło szybko do bliskiej przyjaźni. Przyjaźni marzeń: bezpośredniej, szczerej, odmieniającej wszystko. Rozświetlającej każdy dzień, naprawiającej całe życie.



~~~~~~~~~~~
Do dzisiaj nie wiem co tak naprawdę nas poróżniło: i czemu teraz, mimo udawania, że wszystko dobrze, tak naprawdę nasza znajomość stała się byle iluzją. Codzienne rozmowy, zamienione zresztą na te raz w tygodniu, są wypełnione fałszem, kłamstwem.
Serce rozpada się na milion kawałków. Wszystko się zmieniło.

Wszystko zniknęło. Nic już nie istnieje.
Nic nie jest już ważne.
~~~~~~~~~~~

Mimo to: codzienność napawa mnie optymizmem. Mimo wszystkiego co się skończyło, a na co nie byłam przygotowana. Mimo hektolitrów wylanych łez, mimo tych zmian, które przejęły moje życie.

Może nie powinnam przyznawać się do wymieniania ludzi - zabrzmi to okrutnie, jakbym tak naprawdę nie przywiązywała wagi do nikogo w życiu.
Tak nie jest. I nigdy tak nie było.

Po prostu w pewnym momencie uświadomiłam sobie, że sama upadnę. A na to nigdy nie mogłabym sobie pozwolić.
Upadki nie są przyjemne. Są bolesne, destrukcyjne, a niekiedy bardzo trudne do ponownego odbicia się.
Powstania są magiczne, udowadniają Ci, że potrafisz.
Ale zawsze bałam się, że już nie wstanę...

Myślę, że koniec pewnego etapu zawsze popycha nowy.
Że urwane znajomości prowadzą do nowych.
Że życie mimo wszystko musi się kręcić - mimo całej mojej nienawiści do zmian.

Życie się nie zatrzymuje. Dla nikogo.
Czemu miałoby się zatrzymać dla mnie?
Czemu ludzie mieliby zostawać, a nie odchodzić?
Czemu teraźniejszość miałaby być miła i łagodna?

Przecież wtedy najdelikatniejszy upadek by łamał. Zabijał.
Wyniszczał.

Przecież wtedy nie potrafiłabym się po niczym pozbierać. Nie umiałabym funkcjonować.

Dziękuję z tego miejsca ludziom, którzy nie pozwolili mi upaść.
Którzy dźwigali mnie tak wysoko jak tylko mogli.
Którzy mnie uratowali. Którzy ratują mnie regularnie.
Którym zależy. Bo to chyba zmienia wszystko.


Nan.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz